piątek, 29 stycznia 2016

vintage cards


Czasem dobrze się pośmiać z vintage'oych kartek.
W Anglii są na każdym kroku. Jakoś z Polski takich nie kojarzę.


Może to świadczy o brytyjskim poczuciu humoru. 




Siostrzana miłość :)





I spróbuj się nie uśmiechnąć...











Też tak macie?





Poza "śmiechowymi" dużo kartek okolicznosciowych, które zasługują na miano:

"ładna, chciałabym taką dostać"








Poza tym bardzo popularny jest zwyczaj wysyłania kartek w celu podziękowania za coś. Za udane przyjęcie, na którym byłeś lub za czyjeś przybycie na twoje przyjęcie. Za prezent, który dostałeś,
a jeśli w formie pieniędzy, to zawiadomienie jakie będzie ich przeznaczenie.


Wspominałam też już chyba wcześniej, że dzieci w przedszkolu E. wysyłały sobie wzajemnie kartki na święta - oczywiście "przedszkolną pocztą", nie Royal Mail :D




niedziela, 10 stycznia 2016

Już mi nikt nie powie, że jestem nieszyciowa.




W przedszkolu opanowałam raz rysowanie róży i potem "wszyscy" chcieli, żebym im narysowała.
W podstawówce odkryłam, że całkiem ładne są motylki wycinane z papieru - potem jakoś dziwnie się wszędzie pojawiały w moich pracach.
W liceum zainteresowałam się decoupage'm, co wykorzystywałam do tworzenia kreatywnych, własnoręcznych prezentów.

W Anglii znalazła się w moim zasięgu maszyna do szycia... :)



Oprócz dwóch złamanych igieł i skończenia się białej nici, takie oto są owoce naszej relacji :)




"Woreczki na wszystko"








Poszewki na poduszki :)








  I fartuszki kuchenne jak tutaj :)





 


Ostatnio rozłożyłam swój warsztat tutaj, przy kuchni, z Host Mamą szyjącą rolety w pokoju obok i sympatycznymi panami kładącymi nam wiktoriańskie kafelki w korytarzu (dygresja:  "Panowie" pracują dla naszej rodziny od początku, już będzie jakieś trzy lata, wszystkie te piękne pokoje to dzieła ich rąk. Są już jak rodzina, mają swoje klucze nawet. W ogóle po wizytach różnych innych "panów od naprawy" zauważam duże zaufanie, jakie się im daje - kiedyś wracając ze szkoły do domu, spotkałam Host Mamę z dziećmi, szła akurat na zakupy i powiedziała: "Dobrze, że cię widzę, wiesz, w domu jest hydraulik").

Panowie od kafelek byli też oczywiście zachwyceni moimi arcydziałami i pytali, czy nie chciałabym może spróbować ich pracy. A Aga, jak to Aga, straciła okazję życia i odpowiedziała: "Hmm... może innym razem... :)" A to wydaje się takie ciekawe zajęcie, no patrzcie - takie KAFELKI <3, jak puzzle układasz... Może wróciłabym do Polski nie tylko ze zdolnością obsługi maszyny, ale też z pasją do układania kafelek.









(Dygresja: Mała, gdy zobaczyła ten materiał z obrazkami (który był wtedy dopiero obszywany ), wyskoczyła z pytaniem: "Is it for Baby Jesus?" Moje zdziwienie połączone ze wzruszeniem osiągnęło daleko ponadprzeciętny poziom, a potem powiedziałam, że nie, że to na  fartuszek. 

Będąc jednak wciąż w szoku, zapytałam skąd ten pomysł. A Malutka mówi, że Mary mogłaby Go w to owinąć. Cóż się dziwić, dopiero dwa tygodnie od świąt.)






A to wszystko sprawiało sporo radości :)







Była taka śmieszna sytuacja. Kiedy pokazałam Host Mom owoce mej pracy, wyraziła najpierw ogromne uznanie, a potem dodała: "Aga, wiesz... jakbyś chciała, to ja mam zasłony do uszycia, i jeszcze pokrycia na krzesła... :D" (teraz się śmiejcie), a ja mimo, że to wszystko byłoby super, to powiedziałam: "Chyba nie powinnaś mieć tyle zaufania do mojego szycia... Dopiero się uczę." Ale poobserwować jej pracę niewątpliwie warto! :)


Dwa dni wcześniej uszyłam z kolei ten fartuszek. Kiedyś były to moje spodnie :D









Jak widzicie, serce to już mój znak firmowy :)

Przy okazji - pozdrawiam pewną pannę, u której takie akrobacje występują podświadomie podczas gotowania... 


Jakiś czas temu uszyłam dwie spódnice :)







Szkoda tylko, że w wypadku tej drugiej, którą szyłam na zajęciach, zaszła mała pomyłka (tutorka właściwie chciała mi pomóc i zrobiła jeden krok za mnie), a potem było już za późno, by zmienić stronę materiału na mniej błyszczącą... no bo gdzie ja mam ją teraz nosić... Tutaj może nawet tak nie widać, ale błyszczy się, jak te niektóre na wesela.



Przy okazji prezentuję nowe kafelki <3 Podobno są piękne i świetnie wyglądają z góry. Ja jeszcze na razie nie uważam, że są jakieś cudowne, ale myślę, że wszystko kwestia czasu. Każdy trójkącik i kwadracik to osobna kafelka... no serio serio :)

Night night, sleep tight :)

PS 1. Uwielbiam czytać komentarze i wiadomości, które mi przysyłacie, każda taka chwila dodaje mi motywacji (i to jak!) i przekonuje, że to chyba jednak fajnie, że piszę.

PS 2. Ktoś zakłada ze mną biznes?

środa, 6 stycznia 2016

Ubezpieczenie dla au pair


EKUZ, EHIC, Euro26...? Jak się ubezpieczyć wyjeżdżając na au pair? I gdzie to załatwić? Czyli doświadczona Aga doradza! 


Oczywiście specjalistą w tym temacie nie jestem. Chcę Wam tylko pokazać jak to wyglądało w moim przypadku.


EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego) - jest darmowa, możesz ją dostać nawet od ręki w oddziale NFZ.

Jest jednak pewien haczyk - możesz ją dostać jedynie na okres czasu, kiedy twoje nazwisko widnieje w systemie NFZ. Więcej informacji można znaleźć m.in. tutaj: http://prawa-pacjenta.wieszjak.polki.pl/pacjent-za-granica/270532,Kto-i-na-jak-dlugo-moze-otrzymac-EKUZ.html

Kiedy chciałam wyrobić tę kartę, okazało się, że mogą mi dać ją tylko na okres do końca września, co mnie w ogóle nie zadowalało. Poza tym, pan z NFZ-u stwierdził, że ta karta w ogóle nie jest dla mnie, skoro będę przez rok mieszkać za granicą.

Euro26 - to była kolejna rzecz, której spróbowałam z racji, że było to polecane dla au pair.
Jest płatna, można ją zamówić online, zdjęcie wklejasz samodzielnie.  http://euro26.pl/

Ale... nie jestem pewna, czy naprawdę wystarcza, jeśli coś poważnego ci się przydarzy.
Nie jestem pewna, bo słyszałam różne opinie: pewne bliskie mi osoby (od nauk medycznych eksperci) były nieco zaniepokojone, czy rzeczywiście to, co ubezpieczenie owo oferuje, wystarczy na pokrycie kosztów w wypadku jakiegoś nieszczęśliwego wydarzenia.

Z drugiej strony, moja koleżanka, au pair (którą poznałam oczywiście już dopiero tutaj), twierdzi, że owszem, jest to najlepsza opcja, jeśli przydarzy ci się jakiś wypadek (a wie o tym, bo coś nieszczęśliwego się kiedyś wydarzyło jej znajomym, którzy właśnie tę kartę Euro26 posiadali).
Plusem tej karty jest to, że włącza ona OC (potrzebujesz?).
Kwestią, którą uważam jednak za zbędną są przeróżne zniżki (nigdy nie skorzystałam). No i jeszcze jedna rzecz, której nie rozumiem, dlaczego ta karta (nawet wersja World, którą posiadam) nie włącza Polski i Kanady? Tu się pojawia problem. Bo co, jeśli przydarzy ci się coś właśnie w Polsce - załóżmy: przyjedziesz do domu na święta, będzie śnieg, lód, poślizgniesz się, zabiorą cię do szpitala... i kto za to zapłaci?

EHIC (European Health Insurance Card) - brytyjski odpowiednik EKUZ-a, oczywiście darmowa, możesz ją zamówić online. Przychodzi w ciągu dziesięciu dni roboczych (a z reguły szybciej: zamówiłam w poniedziałek, w piątek już była w skrzynce). Jest wydawana na 5 lat - dłużej niż EKUZ :) Żeby ją dostać musisz mieć jednak specjalny numer (NI - National Insurance).
A jak z kolei zdobyć ten magiczny numer? Gdy będziesz już na miejscu, musisz się zarejestrować w przychodni - kwestia wypełnienia dwóch formularzy. Będą potrzebowali oczywiście twojego dowodu/ paszportu i czegoś, co zaświadczy o tym, że w danym miejscu mieszkasz (podobnie jak z zakładaniem konta w banku, taaak taaak mam oczywiście brytyjskie!) - i najlepszą rzeczą w tym wypadku jest letter-invitation od twojej host family. To naprawdę bardzo łatwo wszystko załatwić. I wtedy traktują cię jak Brytyjczyka (nie płacisz idąc do lekarza), już możesz się przeziębiać, itd. :D

Co radzę zrobić? Załatwić EHIC :) Według mnie wystarcza. I jest to najtańsza opcja. Ale to moje zdanie.

A jak to u was wygląda? Miałyście podobne doświadczenia? A może ogarniecie ten temat lepiej niż ja? Ja czułam się w tej kwestii bardzo niepewnie, nawet już będąc tutaj. Polegałam jedynie na karcie Euro26, której mimo przeziębienia, nie użyłam. Dopiero teraz, kiedy musiałam zainteresować się jak zdobyć ubezpieczenie na 2-tygodniowy pobyt w Polsce (na święta do domu!), i po rozmowie z host tatą, przekonałam się, że takie ubezpieczenie tylko dla Polski to trzeba raczej w Polsce załatwić, opowiedziałam o swoim dylemacie naszej kochanej Monice (Polka, która raz w tygodniu czyni nasz dom królestwem czystości), mój problem się rozwiązał! (haha cóż za zdanie wielokrotnie złożone!) Sama załatwiała EHIC-a wcześniej dla swojej mamy i doradziła, bym zaraz szła do przychodni :) Na szczęście wszystko się udało na czas załatwić, Royal Mail dostarczył, a mi ulżyło... i to jak!

Mam nadzieję, że komuś tym tekstem pomogłam! Jeśli tak, to daj znać :) A jeśli się mylę, jeśli coś przeoczyłam, to i tak dobrze, że poruszam ten temat... bo wiele z au pair, które o to pytałam, nawet nie wiedziały, co to EHIC... Może kiedyś ktoś to wyjaśni bardziej profesjonalnie niż ja! :)

Papa dziubaski! :D

piątek, 1 stycznia 2016

Christmas time



Jak Boże Narodzenie wygląda w Wielkiej Brytanii? Może to zabawne, ale jeszcze przed chwilą to studiowałam, czytając różne teksty na ten temat. A wszystko... dla Was, robaczki :) No może nie tak wyłącznie dla Was, ale wyzwanie napisania takiego posta na pewno mnie zmotywowało, by przebadać tę sprawę. Wszakże nie mogłabym pisać posta na podstawie jedynie tego, co usłyszałam od mojej host rodzinki, z którą nawet przecież tych świąt nie spędzam - teraz, gdy zaczynam to pisać jestem jeszcze w Polsce, podobnie jak większość moich znajomych au pair jest w swoich domach w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii...

Jeśli jeszcze nie macie dosyć świątecznych (komercyjnych) piosenek, to myślę, że warto w tej chwili włączyć Franka Sinatrę na przykład :) Będzie dobry nastrój do lektury! :)



No dobrze, zacznijmy... :)

Oto kilka rzeczy, o których chciałabym powiedzieć (zobaczcie jak ładnie wypunktowałam, odwieczna miłość do porządku i harmonii czasem zdaje się nie być taką platoniczną!)



1. Świąteczny klimat przez calusieńki grudzień


Dekoracje świąteczne na wystawach sklepów pojawiają się gdzieniegdziegdzie już zaraz po Halloween. Po tygodniu jest ich co raz więcej, a w połowie listopada jest już całkiem świątecznie. Za wcześnie? Może trochę, to wszystko jet super, ale żeby już z początkiem listopada zaczynać...?
Moje host dzieciaczki już właśnie w połowie listopada spotkały Father Christmas (św. Mikołaja) w centrum choinkowym! A ich mama przyznała: no trochę za wcześnie.



2. Santa's hotline dla au pairs




Było to chyba tuż przed Halloween, gdy podczas kolacji "ojciec moich dzieci" oznajmił dzieciaczkom, że mam moc pisania raportów o zachowaniu dla świętego Mikołaja. Uzgodniliśmy, że w dzisiejszych czasach Santa ma już pocztę elektroniczną, więc działa to bardzo szybko. Co więcej, jest przecież jeszcze specjalna hotline (elfy na stanowiskach!). To była zawsze dobra motywacja dla dzieci. I nie tylko w naszym domu takie rzeczy! Koleżanka z Niemiec opowiadała w klasie jak dzwoniła do Mikołaja przy dziecku...



3. Choinka


Nasza choinka miała zdobić salon już od 1 grudnia (inne przeurocze dekoracje i światełka pojawiły się już w połowie listopada, ale to tak wyjątkowo wcześniej z powodu organizowanego w domu Christmas party dla rodziców uczniów z klasy naszego 7-latka; grudzień jest uważany za miesiąc zbyt zabiegany na organizowanie czegoś takiego).
I choć z choinką musieliśmy zaczekać do 4 grudnia (ach te remonty! zmieniają kominek na bardziej nowoczesny i myślą, że Mikołaj sobie z takim poradzi), to któż zaprzeczy, czyż nie jest cudowna?? <3 Czasami wieczorami siadam sobie tam w salonie, wygodnie na kanapie, tylko przy jej świetle, i mogę tak patrzeć... i patrzeć :)


Choinka jest sztuczna :D Inaczej mogłaby nie dotrwać do świąt. A są na niej ptaszki, kopciuszkowe szklane pantofelki, a na szczycie Christmas Fairy... Oryginalnie, też tak uważam :)



Co ciekawe, wyobraźcie sobie, że po choince śladu nie ma już 6 stycznia. Bo inaczej pech, Taki mają przesąd, taką tradycję.



4. Przedświąteczny czas w szkole


Przedstawienia bożonarodzeniowe są bardzo popularne. Byłam na dwóch, jedno z przedszkola, drugie ze szkoły. Oba były w kościele (kościoły pełne! rzadki widok tutaj...). Popularne są również świąteczne kiermasze organizowane w szkołach - i to właśnie na takim kiermaszu spotkałam... renifera :) Szukałam potem zdjęć reniferów w Internecie, ale nie mogłam znaleźć równie uroczego... Swoją drogą zastanawiam się ile trzeba zapłacić, żeby wynająć takiego Mikołaja z parą reniferów...

O czym warto jeszcze wspomnieć - dzieci w naszym przedszkolu wysyłały do siebie kartki świąteczne, była na to przeznaczona specjalne skrzynka :) Taka dodatkowa praca dla rodziców, ale całkiem miły zwyczaj :)




5. Christmas Eve


24 grudnia wieczorem dzieci zawieszają skarpety dla świętego Mikołaja. Dorośli idą na drinka do pubu. Niektórzy idą tego dnia na kolędowanie do kościoła. Nie ma wieczerzy wigilijnej jak w Polsce (w większości domów, wyjątkiem mogą być katolickie rodziny), główny świąteczny posiłek to obiad w dniu Bożego Narodzenia.




6. Christmas Day


Rankiem dzieci, gdy tylko otworzą oczy, pędzą sprawdzić, cóż Mikołaj im zostawił. Moje dzieci rozpakowywały wszystko od razu (długo musiało to trwać patrząc na ilość prezentów, jakie dostały!). Wiem jednak - może jest to bardziej popularne wśród dorosłych, może w innych rodzinach - że jest tu zwyczaj otwierania prezentów przez cały dzień - z przerwami, i co ważne: nie wszyscy na raz, lecz każdy z osobna, tak, by wszyscy wkoło widzieli reakcję i mówili "Och!" i "Ach!" :) Tak wyczytałam w artykułach przedmiotowi temu poświęconych :)

Świąteczny obiad (Christmas lunch), do którego zasiada się zwykle o 12:00 to nie tak jak w Polsce 12 dań (czy 12 - n jak w moim domu :D), ale indyk nadziewany warzywami i Christmas pudding/ Christmas cake/ Christmas Pies (czyli jakieś słodkości, o czym za chwilę).

Brytyjczycy nie mają oczywiście opłatka, ale mają Christmas crackers - wbrew pozorom nie są przeznaczone do jedzenia. Otwiera się je, krzyżując ręce z osobami obok. Gdy Christmas cracker się przerywa, zawsze słychać charakterystyczny dźwięk (co jest spowodowane przez pewien związek chemiczny i dlatego obsługa lotniska konfiskuje wszelkie Christmas crackersy). W środku każdy znajduje papierową koronę (w wielu domach je się świąteczny posiłek właśnie z tą koroną na głowie), jakiś mniej lub bardziej śmieszny żarcik i coś małego, co z zasady zależy od ceny crackersów (może być to kilkustronowy notesik, ekierka, a co przed chwilą sprawdziłam - są też takie, które zawierają diamenty warte nawet do miliona funtów, ale tam już nie ma korony i żarciku oczywiście).




Christmas crackers - jeszcze nie wiedziałam, że nie można z nimi do samolotu...



Wspomniany indyk musi podobno być pieczony przez 4 godziny (!) i piecze się go tego samego dnia rano. Indyk jest jednak dość spory, więc jeśli przy stole nie zasiada zbyt wiele osób, zamiast indyka przygotowuje się gęś (która jest właściwie bardziej brytyjska; indyk stał się popularny w pierwszej kolejności u Amerykanów, którzy nie mogąc znaleźć gęsi na nowo odkrytym lądzie, a chcąc urządzić Dzień Dziękczynienia, zdecydowali się z dostępnych tam zwierzątek wziąć właśnie indyka - tłumaczyła nam nauczycielka angielskiego).

Gdy wczoraj pokazywałam mojemu zaciekawionemu 7 - latkowi jakie dania mamy w Polsce na Wigilii, był oczywiście zaskoczony, że mamy aż tak dużo, i że tak dużo z grzybami i kapustą :) A potem wspomniał sobie, że u nich tylko ten indyk, i to jeszcze taki "chewy" (chyba chodziło mu o to, że trudny do pogryzienia).

Christmas pudding/ cake  jest to deser, za którego przygotowanie trzeba się zabrać już od 5 tygodni do nawet 2 miesięcy przed Bożym Narodzeniem (musi dojrzeć). Na podobnej zasadzie robi się tradycyjne ciasto na chrzciny (tak powiedziała "mama moich dzieci", gdy przygotowywała je dla najmłodszej latorośli) - również z wyprzedzeniem, i również takie urocze :) Sama je robiła, i choć powiedziała, że po prostu kopiuje to, co widziała u swojej koleżanki, gdy tamta robiła podobne, to ja wiem swoje - zdolna jest :)



Powyżej właśnie dzieło "chrzcinowe", a poniżej pozostałości po Christmas cake. Minął już tydzień od Bożego Narodzenia, a tam wciąż jeszcze stoi połowa! Tego nie da się jeść w dużych ilościach, bardzo słodkie, przynajmniej to tutaj. Ale dekoracja genialna!




A tu jeszcze ruiny po domku dla pana Gingerbread mana... Ciastek ze Shreka by się zatrwożył na taki widok...





25 grudnia o 15:00 przemawia Królowa (Christmas Broadcast). Tradycja ta została zapoczątkowana przez króla Grzegorza V, dziadka Elżbiety II, w 1932 roku. Słuchało go wtedy przez odbiorniki radiowe 20 milionów ludzi w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. Od 1957 roku świąteczna przemowa jest emitowana w telewizji.

https://www.youtube.com/watch?v=mBRP-o6Q85s
(Ta właśnie przemowa w linku obok - Elżbieta... taka piękna! Myślę, że musiała się trochę stresować, choć troszeczkę...)



A tutaj tegoroczna przemowa (z tekstem pod spodem)
http://www.royal.gov.uk/ImagesandBroadcasts/TheQueensChristmasBroadcasts/ChristmasBroadcasts/ChristmasBroadcast2015.aspx



A tutaj generalnie o historii i okolicznościach tych świątecznych audycji, jeśli kto zainteresowany :) http://www.royal.gov.uk/imagesandbroadcasts/thequeenschristmasbroadcasts/ahistoryofchristmasbroadcasts.aspx



5. Boxing Day


Spotkałam się z dwoma sposobami tłumaczenia dlaczego 26 grudnia właśnie tak się nazywa. Jedna mówi, że to od zbierania pieniędzy do puszek w kościołach (na cele charytatywne), a druga, że ludzie zwykli uprawiać sporty lub oglądać wydarzenia sportowe szczególnie tego dnia, gdyż był to dzień wolny. I tutaj boxing jako boksowanie :)

W dzisiejszych czasach, tak bardzo konsumpcyjnych, 26 grudnia to dzień rozpoczynający wielkie wyprzedaże i wiele rodzin rusza tego dnia do centrów handlowych.



6. Kolędowanie


Podobno nie tak popularne jest kolędowanie w domach, za to bardzo obecne na ulicach. Szkoda, że żadnych kolędników nie spotkałam... :(



7. Mój powrót do Londynu


Może dzieci rzeczywiście się za mną troszkę tęskniły... To właśnie tego wieczoru, kiedy wróciłam, moja jedyne host dziewczę po raz pierwszy odpowiedziało YES na pytanie Tatusia: "Do you love Aggie?" <3 Haha a potem było kolejne pytanie ze strony Ojca: " Do you love Daddy?" i odpowiedź, która nie już pierwszy raz brzmiała NO :) I LOVE JUST YOUR CARRIES... :D i uśmieszek do tego. (z tego co rozumiem, a czego słownik nie chce mi powiedzieć, chodzi o branie na ręce lub na barana) Uwielbiam jego rozmowy z dziećmi. Zawsze je jakoś podpuszcza, zadaje pytania i podsuwa absurdalne podpowiedzi.
Tak było na przykład, kiedy młody zapytał, co dostałam pod choinkę. A ojciec, że to dobre pytanie i wypytuje czy może dostałam LEGO albo samochód sterowany pilotem :D



8. Prezenty z Anglii rodem


 Każde z host dzieciaczków dało mi prezent (cóż za urocza chwila!). Ich Mama dobrze wiedziała, co mi się spodoba i że na pewno się nie pomyli, celując w jakieś wzory kwiatowe. Nie spodziewałam się czegoś takiego, no nie... pudełko na rzeczy potrzebne do szycia (już nie muszę od niej pożyczać), parę rzeczy, które są niezbędne w tej twórczej pracy i kubek zwany termicznym :) tyle szczęścia :)



Ja swój prezent dla rodzinki zostawiłam pod choinką tuż przed wylotem. A był to worek, który został potem przez host mother obdarzony mianem "stylowego" :) "Worek na wszystko" (w przypadku tego szczególnego na zabawki) został uszyty oczywiście przeze mnie :) Pokażę go wam w osobnym poście poświęconym szyciu.

9. Host Ojca zdziwienie, czyli jak tanio latać z Polski do Londynu (innymi słowy: nie stracić au pairowego majątku)


Prawda, że prześliczna torba? :) na lotnisku w Berlinie...
Haha na tym samym lotnisku, czekając na samolot do Londynu, siedziałam, mając po jednej stronie Niemców, a po drugiej Rosjan...


"Ojciec moich dzieci" nie mógł uwierzyć, że za autokar na lotnisko/ z lotniska zapłaciłam tylko 6 funtów (a mogłabym nawet mniej, gdybym zamówiła z jeszcze większym wyprzedzeniem). W ogóle trochę się dziwili, że aby dotrzeć na Gatwick na 14:00, musiałam wyjechać z domu o w pół do pierwszej w nocy. To dlatego, że jechałam najpierw autokarem do Berlina (jeśli kupisz bilet z odpowiednim wyprzedzeniem, może cię to kosztować nawet mniej niż bilet na autokar z lotniska już w Londynie!) i stamtąd wylatywałam za ok. 30 funtów (cena absurdalnie niska jak na świąteczny czas, gdy Polacy ruszają na święta). Może byłam tak zmęczona (spałam tyle co w autokarach i w samolocie, nic a nic przed wyjściem z domu, bo cały czas się pakowałam), że oczy nie pozwalały mi wykorzystać całego wolnego czasu na czytanie książki, ale warto było. Zaoszczędziłam sporo majątku :) I wbrew wątpliwościom mojej gospodyni to był bardzo dobry plan. Jestem młoda, nie latam z dziećmi jak oni, dla mnie spędzenie trochę czasu na lotnisku czy w autokarze problemem nie jest :)


Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Róbcie to, co kochacie i miejcie przed oczami to, o co warto walczyć... :) Zostańcie z Bogiem.