W przedszkolu opanowałam raz rysowanie róży i potem "wszyscy" chcieli, żebym im narysowała.
W podstawówce odkryłam, że całkiem ładne są motylki wycinane z papieru - potem jakoś dziwnie się wszędzie pojawiały w moich pracach.
W liceum zainteresowałam się decoupage'm, co wykorzystywałam do tworzenia kreatywnych, własnoręcznych prezentów.
W Anglii znalazła się w moim zasięgu maszyna do szycia... :)
Oprócz dwóch złamanych igieł i skończenia się białej nici, takie oto są owoce naszej relacji :)
"Woreczki na wszystko"
Poszewki na poduszki :)
I fartuszki kuchenne jak tutaj :)
Ostatnio rozłożyłam swój warsztat tutaj, przy kuchni, z Host Mamą szyjącą rolety w pokoju obok i sympatycznymi panami kładącymi nam wiktoriańskie kafelki w korytarzu (dygresja: "Panowie" pracują dla naszej rodziny od początku, już będzie jakieś trzy lata, wszystkie te piękne pokoje to dzieła ich rąk. Są już jak rodzina, mają swoje klucze nawet. W ogóle po wizytach różnych innych "panów od naprawy" zauważam duże zaufanie, jakie się im daje - kiedyś wracając ze szkoły do domu, spotkałam Host Mamę z dziećmi, szła akurat na zakupy i powiedziała: "Dobrze, że cię widzę, wiesz, w domu jest hydraulik").
Panowie od kafelek byli też oczywiście zachwyceni moimi arcydziałami i pytali, czy nie chciałabym może spróbować ich pracy. A Aga, jak to Aga, straciła okazję życia i odpowiedziała: "Hmm... może innym razem... :)" A to wydaje się takie ciekawe zajęcie, no patrzcie - takie KAFELKI <3, jak puzzle układasz... Może wróciłabym do Polski nie tylko ze zdolnością obsługi maszyny, ale też z pasją do układania kafelek.
(Dygresja: Mała, gdy zobaczyła ten materiał z obrazkami (który był wtedy dopiero obszywany ), wyskoczyła z pytaniem: "Is it for Baby Jesus?" Moje zdziwienie połączone ze wzruszeniem osiągnęło daleko ponadprzeciętny poziom, a potem powiedziałam, że nie, że to na fartuszek.
Będąc jednak wciąż w szoku, zapytałam skąd ten pomysł. A Malutka mówi, że Mary mogłaby Go w to owinąć. Cóż się dziwić, dopiero dwa tygodnie od świąt.)
A to wszystko sprawiało sporo radości :)
Była taka śmieszna sytuacja. Kiedy pokazałam Host Mom owoce mej pracy, wyraziła najpierw ogromne uznanie, a potem dodała: "Aga, wiesz... jakbyś chciała, to ja mam zasłony do uszycia, i jeszcze pokrycia na krzesła... :D" (teraz się śmiejcie), a ja mimo, że to wszystko byłoby super, to powiedziałam: "Chyba nie powinnaś mieć tyle zaufania do mojego szycia... Dopiero się uczę." Ale poobserwować jej pracę niewątpliwie warto! :)
Dwa dni wcześniej uszyłam z kolei ten fartuszek. Kiedyś były to moje spodnie :D
Jak widzicie, serce to już mój znak firmowy :)
Przy okazji - pozdrawiam pewną pannę, u której takie akrobacje występują podświadomie podczas gotowania...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj Zaszyciowana :) Kto by pomyślał, że można tyle robić w Twoim nowym fachu. Ta poszewka, którą nam sprezentowałaś jest super - dobrze się na niej śpi ;) a to przecież ważne w poszewce na poduszkę! Zamawiam komplet poszewek do mojego nowego mieszkania :) W końcu musisz rozkręcić ten zaszyty biznes :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się, że Wam się tak podoba.
OdpowiedzUsuńRozmiary i preferowane kolory uzgodnimy w najbliższym czasie. Tymczasem, nasza firma życzy spokojnych nocy i dobrych snów.