Oto, jak jedna z moich sukienek "od Armaniego", którą zdecydowałam się dziś założyć zainspirowana tak jasnym wiosennym niebem o 6:54 rano, wpłynęła na pierwszą rozmowę dnia z moją podopieczną.
Rozmowa toczyła się w pokoju jej 2-letniego braciszka, którego trzeba było przebrać z piżamek. Właściwie to nie dopuścił do pozbycia się góry piżamy, bo to "strój żołnierza" z guzikami i odznaczeniami. Taki bardzo brytyjski czerwony mundur.
Elizabeth: Aga, uwielbiam twoją sukienkę.
Ja: Dziękuję!!! :) A ja twoją, Elizabeth.
Elizabeth: Aga, uwielbiam twoją sukienkę...
Ja: Dziękuję :) To bardzo miłe... :)
Elizabeth: Aga, kocham twoją sukienkę, też chcę taką.
Ja: Ale zobacz, jaka ona duża. Jeśli chcesz, to mogę ci ją dać, gdy już będziesz dorosła. Mogę ją dla ciebie zachować.
Elizabeth: To zachowaj ją dla mnie.
(Potem jeszcze powiedziała mi, że gdy już będę taka naprawdę dorosła - dorosła, to będę Mamusią. Przyznałam jej rację, zajmując się mym małym przeuroczym i niezwykle przystojnym żołnierzem.)
I teraz mała jest szczęśliwa z myślą, że za paręnaście lat przekażę jej tę sukienkę. Nawet nie zdaje sobie sprawy jak dużo to czasu. Ale przynajmniej powiedziała mi, że będzie grzeczna :) Postanowienie długoterminowe. Jedna sukienka z lumpa, a ja mam dla Małej dobrą motywację do końca mych londyńskich dni... :)
Och, gdybym to ja była posiadaczką tej osławionej sukienki, to liczyłabym, że mała zapomni o niej szybko!
OdpowiedzUsuńDzieci mają krótką pamięć. ZCzęsto na drugi dzień nie pamięta, co robiła na urodzinach u koleżanki :D
OdpowiedzUsuń